piątek, 20 kwietnia 2018

Dylemat


          Minęło jeszcze trochę czasu zanim Jacek mógł chociażby zacząć budowę drogi do domu w lesie. Pogoda była kiepska, naprzemienny deszcz i mróz skutecznie uniemożliwiały jakiekolwiek prace budowlane. Milena często go pytała kiedy będzie mogła znów do domku pojechać, lecz nie uzyskała odpowiedzi. Sam mężczyzna był lekko zniecierpliwiony, bo inaczej sobie wyobrażał „niespodziankę”. Chciał to wszystko pokazać rodzinie kiedy wszystko byłoby wykonane i miał być to dzień w rocznicę wypisania jego córki ze szpitala, jednak nie wszystko poszło zgodnie z planem. A był tak zajęty remontem, że nie miał innego prezentu dla małej, więc uznał że pokaże domek w trochę niedokończonym stanie. Nie pomyślał jednak, że konsekwencją tego będzie ciągłe zniecierpliwienie zarówno jego jak i jego córki.

           Milena z kolei pytała się z innego powodu. Chciała pobyć sama. Przez kilka ostatnich dni naprawdę coś złego działo się w jej szkole, bo chodziła nadzwyczaj smutna. Uśmiechała się jedynie podczas rozmów z rodzicami o jakichś mało ważnych rzeczach. Gdy temat schodził na szkołę od razu go zmieniała lub mówiła, że coś jej się przypomniało i musi iść do pokoju, po czym siadała ze mną na kolanach na łóżku i patrzyła się w ścianę. Przestała do mnie mówić tyle co wcześniej, więc nie miałem pojęcia co się dzieje. Mogłem tylko wnioskować, że ktoś w szkole robi jej krzywdę.

          Jakiś czas później znowu zaczęła mnie zabierać ze sobą wszędzie, tym razem nawet do szkoły. Cały czas byłem schowany w plecaku dziewczynki, nie mogłem więc nic zobaczyć, ale słyszałem częściowo co wokół mnie się dzieje. Lekcje przebiegały normalnie, a przynajmniej tak mi się wydawało. Gorzej było mi się zorientować podczas przerw. Milena wychodziła po dzwonku błyskawicznie, nie czekając na nikogo, a na korytarzu nie byłem w stanie zidentyfikować jakichkolwiek dźwięków przez wszechogarniający hałas.

           Minęły trzy dni tego niezwykłego zachowania dziewczyny kiedy zorientowałem się w czym rzecz. Nikt do niej nawet nie podszedł, ani nie zadał pytania. Czy była to lekcja czy przerwa zawsze była sama w tłumie. Ona sama także trochę się izolowała, ale nie wiedziałem dlaczego.
Wyjaśnienie przyszło szybciej niż się spodziewałem. Podczas lekcji biologii została wezwana do tablicy. Chwilę po tym jak wstała usłyszałem kilka niezadowolonych głosów wokoło.

„Znowu to samo. No dajcie spokój.”
„Ile razy można przerabiać to samo? On chyba na każdej lekcji ją bierze. To chyba nie jest normalne co?”
„Mówię ci. Przekabaciła go jakoś. Dlatego ma same piątki.”
„Dobra cicho, bo się gościu patrzy…”

          Nastąpiła cisza przerywana męskim głosem, na który odpowiadał cichy dziewczęcy, który dobrze znałem. Rozległ się dzwonek na przerwę. Nastąpił chwilowy chaos, który po chwili znikł za drzwiami. A ja nadal byłem w tym samym miejscu.

„Nie! Niech mnie pan zostawi!”

          Usłyszałem przestraszony krzyk, a po chwili gwałtowne szarpnięcie, po czym znowu znalazłem się wśród hałasu. Po niecałej minucie znowu zrobiło się w miarę cicho. Usłyszałem dźwięk zamykanych drzwi i poczułem kolejny wstrząs, po czym zostałem wyjęty z plecaka i mocno przytulony przy dźwiękach cichego płaczu. Ponowny dźwięk dzwonka spowodował, że dziewczyna drgnęła, ale nie ruszyła się z miejsca. Nadal mocno przytulała mnie prawie wduszając mnie w siebie. Bałem się, że zrobi sobie krzywdę, w końcu miałem w sobie kawałek drewna. Na szczęście nic takiego się nie stało. Po kilku minutach Milena uspokoiła się, po czym wyjęła telefon i napisała w nim coś. Następnie wstała, zabrała plecak i rozglądając się wyszła z kabiny. Położyła mnie na umywalce i zaczęła przemywać twarz wodą, chciała najprawdopodobniej złagodzić ślady po płaczu. Wysuszyła się, podniosła mnie i dała mi lekkiego całusa w futerkowe czoło, po czym wsadziła mnie z powrotem do plecaka.

***

          Czułem, że minęło dość dużo czasu odkąd plecak został gdziekolwiek odstawiony, co utwierdzało mnie w przekonaniu, że ośmiolatka nie poszła na lekcje. Słyszałem bardzo dużo różnych dźwięków, ale nie mogłem większości rozpoznać, więc nie wiedziałem gdzie dziewczynka się znajduje. Często przystawała, więc prawdopodobnie cały czas szła pieszo. Zastanawiałem się gdzie zamierza iść, co takiego przyszło jej do głowy. Zacząłem się martwić, że nie będzie w stanie sama sobie poradzić ze złymi emocjami. Na szczęście martwiłem się na darmo. Po długim czasie wyjęła mnie w końcu z plecaka w swoim pokoju. Nadal nic nie powiedziała i po prostu wyszła z pokoju. Dotarło do mnie, że zaczęła mnie traktować jak misia. I wiedziałem, że tak powinno być.

***

„Skarbie?”

           Kasia weszła do pokoju Mileny ze zmartwioną miną. Zobaczyła mnie leżącego na łóżku i podeszła do mnie. Biorąc mnie na ręce zaczęła do mnie mówić. Prawdopodobnie podłapała tego typu zachowanie od córki.

„Wiesz gdzie jest Milenka misiu? Wysłała mi kilka godzin temu dziwnego SMSa. Pisała, że będzie w domu wcześniej niż powinna, a nie odbiera telefonu. Przeszukałam cały dom i nie mogę jej znaleźć…”

           Byłem przerażony. Dziewczynka zostawiła mnie w pokoju już jakiś czas temu. Czyżby moje wcześniejsze obawy jednak nie były wyolbrzymione?
Kobieta wzięła mnie na ręce ze sobą i poszła dalej szukać córki co chwilę wołając jej imię. Dziewczynka odezwała się wreszcie z zewnątrz domu, więc kobieta szybko wybiegła słysząc głos Mileny. W ogrodzie zastała ośmiolatkę budującą coś w rodzaju ludzika z gliny. Albo raczej tego ludzika rozkładała na części.

„Dziecko, co ty robisz? Martwiłam się o ciebie.”

          Kobieta odłożyła mnie na parapet i podeszła do swojej córki, która pustym wzrokiem nadal patrzyła się na swój gliniany twór. Był to dość niepokojący widok.

„Co to jest?”
„A to… To nic nie jest. Tak sobie… Coś robię..”
„Cała w ziemi jesteś, poza tym robi się chłodno. Chodź do domu, umyjesz się trochę.”
„Okej…”

          Kobieta pogłaskała Milenę po głowie. po czym odwróciła się w kierunku drzwi. Dziewczynka wstała, spojrzała na glinianego ludzika, następnie zgniotła go butem i także skierowała się w stronę domu. Zauważyła mnie siedzącego na parapecie i zwiesiła głowę. 

„Mamo weźmiesz Huberta? Mam brudne ręce.”
„Ah, oczywiście. W końcu ja go tu przyniosłam, wybacz.”

           Ośmiolatka zniknęła na chwilę w łazience, gdy ja zostałem odłożony na kanapę. W domu rozległy się głosy krzątania kuchennego. Parę minut później Milena wyszła z łazienki i biorąc mnie na ręce usiadła na kanapie. Po chwili dołączyła do niej matka.

„Przepraszam.”
„Hmm?”
„Przepraszam, że tak wyszłam ze szkoły. Nie chciałam robić problemów… Tak jakoś wyszło.”
„Najwyraźniej miałaś powód by tak zrobić. Nie chciałabyś mi powiedzieć o co chodzi? Jestem twoją mamą i jesteś dla mnie najważniejsza. Chciałabym ci jakoś pomóc, ale najpierw ty mi musisz powiedzieć co się dzieje. Martwię się o ciebie, bo ostatnio bardzo dziwnie się zachowujesz.”
„Wiem. Przepraszam…”
„Nie przepraszaj. Powiedz tylko o co chodzi.”

           Nastąpiła chwila ciszy. Znowu zostałem mocno przyciśnięty do małego ciała dziewczynki.

„Mogłabym pójść do innej szkoły?”
„Nie czujesz się w tej szkole dobrze?”
„Nie. Nie mam znajomych.. Nikt nie chce ze mną rozmawiać, bo nauczyciel..e są dziwni.”
„Rozumiem. Porozmawiam z tatą o tym i coś zaradzimy. Tylko też nie chciałabym żebyś opuszczała lekcje za często, a przeniesienie może trochę potrwać. Będziesz musiała chodzić tam jeszcze trochę czasu.”
„No dobrze… A mogłabym nie chodzić na biologię?”

           Twarz kobiety zmieniła wyraz z uśmiechniętej na zdziwioną.

„Proszę.”
„Dobrze, ale na inne lekcje musisz chodzić.”
„Tak.. dobrze, będę. Dziękuję.”

          Dziewczynka przytuliła się do mamy. Widać było też, że trochę się rozluźniła.

„To co… Robimy naleśniki?”
„Naleśniki!”

          Kobieta szybko zaczęła inny temat, chcąc zmienić atmosferę. Widziałem po jej twarzy jednak, że gorączkowo nad czymś myśli. A ja byłem prawie pewny, że wiem o czym.